piątek, 20 lutego 2009

Legionella wypędza pacjentów spod prysznica

Do skandalicznego zaniedbania doszło w grudniu tego roku w szpitalu specjalistycznym Zdroje w Szczecinie. Przez ponad tydzień przebywający tam pacjenci nie mogli się umyć a to za sprawą groźnych bakterii legionella.

Niebezpieczne bakterie pojawiły się w sieciach wodnych, zbiornikach i nieczyszczonych klimatyzatorach i nawilżaczach. Po kontroli Sanepidu na szpital nałożono obowiązek przeczyszczenia sieci i pryszniców z rdzy i osadu. W związku z faktem, że bakteria wchłaniana jest przez drogi oddechowe z aerozolu i pary wodnej, pacjenci szpitala zostali odcięci od będących potencjalnymi miejscami rozprzestrzeniania się choroby pryszniców.

Aby uchronić chorych przed bakterią, która u osób z obniżoną odpornością może wywołać ciężkie zapalenie płuc, konieczne było przepłukanie rur wodą podgrzaną do temperatury 70 stopni i gruntowne wyczyszczenie instalacji z rdzy.

Zaniepokojone rodziny przynosiły swoim chorym do szpitala miski, w których mogli spokojnie się umyć. Lekarze tymczasem uspokajali - w końcu nie ma się czym przejmować, skoro legionella atakuje głównie osoby starsze i te o upośledzonej odporności.

Faktem, że szpital dopuszcza do zaistnienia tego typu sytuacji i przetrzymuje pacjentów w warunkach urągających higienie nikt specjalnie się nie przejął.

wtorek, 10 lutego 2009

Błąd lekarski przykłuł małe dziecko do wózka!

Błędy lekarzy, wynikające z niekompetencji lub obojętności osób, które powinny spieszyć ludziom z pomocą szokują. Tym bardziej wstrząsające są tego typu błędy, kiedy ich ofiarami padają dzieci.

Piotruś Soszka to chłopiec, który urodził sie z poważną wadą układu moczowego, brakiem nerek i nieprawidłowym położeniem pęcherza. Od samego urodzenia był częstym pacjentem Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka i Matki w Katowicach. Pięć lat temu, w trakcie operacji prowadzonej przez tamtejszych lekarzy doszło do poważnego uchybienia, w skutek którego chłopczyk do końca życia będzie sparaliżowany od pasa w dół.

Kto skazał dziecko na poruszanie się na wózku do końca życia? Kto sprawił, że dziecko obarczone aż tak poważnymi wadami, musi cierpieć jeszcze bardziej? Wszystkiemu winna niekompetencja służb medycznych, które dopuściły do "pomyłki". Pomyłką tą było podłączenie przez pomyłkę do jego rdzenia kręgowego kroplówki z elektrolitami zamiast ze środkiem znieczulającym. Niestety, dziecko nie ma szans na wyleczenie.

Nikłym pocieszeniem wydaje się w takiej sytuacji fakt, że na mocy wyroku sądu szpital musiał wypłacić pokrzywdzonemu malcowi 830 tysięcy złotych odszkodowania.

piątek, 30 stycznia 2009

Operacja migdałków zakończona wypaleniem dziury w łydce

Wydarzenie miało miejsce w jednym z łódzkich szpitali w 2007 roku. Pacjentka została skierowana do szpitala z przewlekłym ropnym zapaleniem migdałków. Zakwalifikowano ją do operacji w pełnej narkozie, przy zastosowaniu urządzenia zwanego lancetronem.

Narzędzie to zostało wykorzystane do zamknięcia otwartych naczyń krwionośnych w gardle. Aparat ten wytwarza prąd o wysokiej częstotliwości. Jedna z jego elektrod - podłożona pod ciało pacjentki, wywołała rozległe oparzenia na łydce pacjentki.

Opowieść poszkodowanej mrozi krew w żyłach. Wybudzona po godzinie z narkozy i przewieziona do sali ogólnej, poczuła ból w prawej łydce, któremu towarzyszył swąd spalonego mięsa. Towarzysząca jej matka, doznała szoku, gdy odkryła, co było przyczyną dolegliwości córki.

Wezwany natychmiast lekarz opatrzył maściami i plastrami część podudzia, która uległa zwęgleniu. Poszkodowana pacjentka została wypisana ze szpitala po 10 dniach i skierowana na dalsze leczenie do Poradni Chirurgii Plastycznej, gdzie kilka razy w tygodniu przeprowadzano zabiegi wycinania zwęglonej tkanki. Konieczne było także przeprowadzenie przeszczepu skóry.

Młoda kobieta cierpi nie tylko z powodu fizycznych konsekwencji zabiegu, czyli zapadniętej, pokrytej siną skórą łydki. Oszpecenie jest dla nej ogromnym problemem natury psychicznej.

Lekarze natomiast uzasadniaja je prozaiczną awarią sprzętu, nie dopatrując się winy po swojej stronie. Tego typu sytuacje zdarzają się według nich "nawet w najlepszych szpitalach". Pacjentka domaga się miliona złotych odszkodowania.

poniedziałek, 19 stycznia 2009

Błąd lekarski zrobił z niego inwalidę!

Czy można przeoczyć złamanie kręgosłupa? Niekompetencja medyków naraziła Pana Władysława Z. ze Świdnicy na inwalidztwo i niezdolność do pracy. Czy rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata i 1500 złotych kary, jaką zapłaciło dwóch lekarzy zrekompensują mu utratę zdrowia??

W 2002 roku Pan Władysław Z., wówczas pracownik Polskich Kolei Państwowych uległ nieszczęśliwemu wypadkowi w trakcie pracy przy usuwaniu drzew powalonych na linię sieci trakcyjnej na linii Wałbrzych - Szczawno - Świebodzice. Chwila nieuwagi zaowocowała upadkiem z bocznego pomostu kolejowego o wysokości ponad dwóch metrów na twardą powierzchnię. Przewieziony przez karetkę pogotwowia do świebodzickiego szpitala, trafił pod opiekę tamtejszych lekarzy.

Mężczyzna uskarżał się na bóle dolnej części pleców toteż zrobiono mu prześwietlenie tej części ciała wykonano także serię specjalistycznych badań i po trzech dniach wypisano do domu, co nie zmieniło faktu, że niefortunny pacjent cierpiał na coraz silniejsze bóle pleców, ignorowane przez lekarzy z miejscowych przychodni. Dopiero badania wykonane przez lekarkę ze szpitala kolejowego wykazały, że Władysław Z. miał złamany kręgosłup. Stan chorego pogarszał się coraz bardziej, uniemożliwiając mu pracę. W wyniku błędu lekarskiego pacjent stał się inwalidą z niemal całkowicie ograniczoną zdolnością do poruszania się.

Po doniesieniu w prokuraturze wszczęto śledztwo, w wyniku którego lekarzom postawiono zarzut narażenia pacjenta na ryzyko utraty życie lub ciężki uszczerbek na zdrowiu. Oskarżeni nie przyznali się do postawionych im zarzutów - w trakcie procesu sugerowali, że do uszkodzenia kręgosłupa pacjenta doszło później, już po wykonanych przez nich badaniach. Opinie biegłych wykluczyły jednak taką możliwość.

Jak sie okazuje, jeden z oskarżonych lekarzy odbywał w trakcie procesu karę za przyjęcie korzyści majątkowych od pacjenta.

wtorek, 13 stycznia 2009

Kalectwo przez nieuwagę

O porażającej niekompetencji przedstawicieli służby zdrowia donosi Gazeta Olsztyńska. Ofiarą lekarskiej pomyłki padł pan Maciej Ciborski, dwudziestopięciolatek zamieszkujący okolice Kętrzyna. Przez to, co lekarze z Kętrzyna nazwali "przeoczeniem" pan Maciek nie jest w stanie zrobić obecnie ani jednego samodzielnego kroku. Jego lewa noga jest krótsza od prawej.

Powód? Lekarze, do których zgłosił się po pomoc, nie zauważyli złamania nogi. Pan Michał został odprawiony spod drzwi lekarskiego gabinetu z kwitkiem a na dodatek - jak twiedzi, bardzo obcesowo potraktowany przez personel medyczny.

4 lipca Pan Maciej uległ nieszczęśliwemu wypadkowi samochodowemu. Jechał na fotelu pasażera w samochodzie, którego kierowca nie miał tyle szczęścia co on i nie przeżył silnego uderzenia w drzewo. Pan Maciej trafił do szpitala w Kętrzynie z rozległymi obrażeniami głowy i nóg. Lekarze diagnozujący go po wypadku nie dostrzegli złamania szyjki kości udowej. Źle zrośnięta lewa noga jest kilka centrymetrów krótsza od prawej.

Dzięki usilnym staraniom Pana Macieja udało się doprowadzić do ponownej diagnozy i kolejnej operacji otwartego złamania kości udowej, w wyniku której noga pacjenta została złożona kilkoma wkrętami. Uporczywy ból po operacji zaniepokoił niefortunnego podopiecznego medyków. Usilnymi prośbami wywalczył zrobienie dodatkowych zdjęć rentgenowskich, które wykazały... złamanie kości udowej.

Skierowany do szpitala w Olsztynie w celu przeprowadzenia kolejnego zabiegu, Pan Maciej został zbesztany przez tamtejszego ordynatora. Powodem było skrytykowanie pracy poprzedniego zespołu. Wrażliwy na krytykę kolegów po fachu ordynator, zaproponował cierpiącemu od wielu tygodni z powodu lekarskiej pomyłki pacjentowi wizytę za dwa tygodnie.

Trudno w tej sprawie pokusić się o racjonalne wnioski, lekarzom opiekującym się Panem Maciejem wypadałoby natomiast życzyć więcej dystansu do samych siebie.


Źródło: Gazeta Olsztyńska

środa, 7 stycznia 2009

Laryngolog odciął dziecku kawałek języka!

Do szokującego wydarzenia doszło w zeszłym miesiącu w Legnicy. Czteroletni chłopiec miał przejść w miejscowym szpitalu prosty zabieg wycięcia migdałków. Dziecko zdawało się pozostawać pod doskonałą opieką - operujący je lekarz - laryngolog to specjalista z ponad dwudziestoletnim stażem pracy.

Niestety, w trakcie operacji chłopcu wycięto nie tylko migdałki, ale i kawałek języka, który przez operującego został najprawdopodobniej uznany za polip. Zorientowawszy się, że doszło do tragicznej pomyłki, zamiast natychmiast skierować dziecko na zabieg tzw. replantacji, który prawdopodobnie mógłby uratować okaleczony język, lekarz wyrzucił odciętą końcówkę i poinformował rodziców, że w trakcie zabiegu doszło do niewielkiego skaleczenia. Jest to rażący dowód niekompetencji - jak podkreślaja autorytety w dziedzinie transplantologii, nawet po przypadkowej amputacji można było uchronić dziecko przed kalectwem - wystarczyło w ciągu sześciu godzin dokonać odpowiedniego zabiegu.

Niestety, dziecko ma już niewielkie szanse na pełne zrekonstruowanie języka a sprawą zainteresowała się prokuratura, która próbuje ustalić dlaczego lekarz nie interweniował natychmiast po tym, jak zorientował się, że doszło do pomyłki.

Na razie nie wiadomo, czy chłopiec całkowicie straci zdolność mówienia, czy też dokonane przez medyka okaleczenie zaowocuje jedynie wadą wymowy.

Pocieszająca w całej sprawie jest jedynie reakcja władz szpitala, które wkrótce po incydencie zadeklarowały gotowość wypłacenia kwoty kilkudziesięciu tysięcy złotych jako odszkodowania dla rodziców dziecka. Dyrektor szpitala podkreśla, że ma świadomość popełnienia błędu przez swojego pracownika a szpital jest gotów ponieść konsekwencje pomyłki, m.in. zapewniając dziecku rehabilitację i zajęcia z logopedą.

Jeśli prokuratura postawi lekarzowi zarzuty, grozi mu do pięciu lat więzienia.

źródła:
Rynek Zdrowia

Polskie Radio Wrocław

Gazeta

czwartek, 18 grudnia 2008

Cesarka na życzenie błędem lekarskim???

Coraz więcej dzieci - nie tylko w Polsce, ale na całym świecie, przychodzi na świat za pomocą cesarskiego cięcia. O wyborze tej metody nie zawsze decydują względy medyczne - wiele matek decyduje się na cesarskie cięcie, chcąc móc dokładnie ustalić datę porodu lub po prostu w obawie przed bólem towarzyszącym przyjściu dziecka na świat siłami natury. Teoretycznie matki korzystają z przysługującej im wolności wyboru i podejmują najbardziej dla nich komfortową decyzję. Naszym ustawodawcom jednak najwyraźniej nie podoba się taki stan rzeczy.

Minister zdrowia, Ewa Kopacz proponuje uznanie cesarki na życzenie za błąd w sztuce lekarskiej i nalega, by zabiegi takie były wykonywane jedynie w wypadku wyraźnych wskazań medycznych. Według raportu Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego cesarskie cięcia to w tej chwili już około 30% wszystkich porodów w naszym kraju a ich liczba stale rośnie.

Zarówno PTG jak i Pani minister podnoszą larum, argumentując, że zabieg taki nie jest obojętny dla zdrowia kobiety a przed pochopnym podejmowaniem decyzji o cesarce przestrzega nawet Światowa Organizacja Zdrowia. Z drugiej strony, cesarskie cięcie jest w wielu wypadkach bezpieczniejszą dla dziecka metodą przyjścia na świat a jego szersze stosowanie zmniejszyło ilość wielu niebezpiecznych praktyk związanych z porodem, jak choćby porodów kleszczowych czy próżniowych.

Cesarka na życzenie jest faktycznie, zabiegiem inwazyjnym a rekonwalescencja po porodzie tego typu trwa znacznie dłużej niż po porodzie siłami natury. Czy jednak matki, które - w obawie o kondycję swojego dziecka lub po prostu ze strachu przed bólem (przypomnijmy, że znieczulenie zewnątrzporodowe nie zostało wpisane na listę świadczeń refundowanych przez NFZ!) nie mają prawo wybrać tej formy porodu?

Jak zwykle, na pytania tego typu trudno udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Takiej odpowiedzi próbuje jednak udzielić ustawodawca, uznając cesarkę na życzenie za błąd w sztuce lekarskiej. Czy takie postawienie sprawy nie sprawi, że lekarze, w obawie przed uznaniem ich postępowania za niewłaściwe, będą unikali przeprowadzenia cesarskiego cięcia nawet w uzasadnionych przypadkach?