piątek, 30 stycznia 2009

Operacja migdałków zakończona wypaleniem dziury w łydce

Wydarzenie miało miejsce w jednym z łódzkich szpitali w 2007 roku. Pacjentka została skierowana do szpitala z przewlekłym ropnym zapaleniem migdałków. Zakwalifikowano ją do operacji w pełnej narkozie, przy zastosowaniu urządzenia zwanego lancetronem.

Narzędzie to zostało wykorzystane do zamknięcia otwartych naczyń krwionośnych w gardle. Aparat ten wytwarza prąd o wysokiej częstotliwości. Jedna z jego elektrod - podłożona pod ciało pacjentki, wywołała rozległe oparzenia na łydce pacjentki.

Opowieść poszkodowanej mrozi krew w żyłach. Wybudzona po godzinie z narkozy i przewieziona do sali ogólnej, poczuła ból w prawej łydce, któremu towarzyszył swąd spalonego mięsa. Towarzysząca jej matka, doznała szoku, gdy odkryła, co było przyczyną dolegliwości córki.

Wezwany natychmiast lekarz opatrzył maściami i plastrami część podudzia, która uległa zwęgleniu. Poszkodowana pacjentka została wypisana ze szpitala po 10 dniach i skierowana na dalsze leczenie do Poradni Chirurgii Plastycznej, gdzie kilka razy w tygodniu przeprowadzano zabiegi wycinania zwęglonej tkanki. Konieczne było także przeprowadzenie przeszczepu skóry.

Młoda kobieta cierpi nie tylko z powodu fizycznych konsekwencji zabiegu, czyli zapadniętej, pokrytej siną skórą łydki. Oszpecenie jest dla nej ogromnym problemem natury psychicznej.

Lekarze natomiast uzasadniaja je prozaiczną awarią sprzętu, nie dopatrując się winy po swojej stronie. Tego typu sytuacje zdarzają się według nich "nawet w najlepszych szpitalach". Pacjentka domaga się miliona złotych odszkodowania.

Brak komentarzy: