piątek, 21 listopada 2008

Z winy lekarza zapadła w śpiączkę

Edyta Terka, mieszkanka Wrocławia pięć lat temu była 25-letnią, aktywną kobietą. Była. Kiedy we wrześniu 2002 zdiagnozowano u niej niegroźne guzki na tarczycy, mama 3-letniej wówczas Pauliny i 4-letniego Rafała nie przypuszczała, że przed wizytą w szpitalu imienia Rydygiera spędza ostatnie szczęśliwe chwile ze swoimi dziećmi.

To miał być zwyczajny, rutynowy zabieg. Do pewnego momentu przebiegał bez problemu, ale kilka godzin po operacji wystąpiły komplikacje. Pacjentka zaczęła się dusić, jej stan poważnie się pogorszył. Lekarz dyżurny przeciął kilka szwów, co chwilowo ułatwiło Pani Edycie oddychanie, jednak po kolejnych kilku godzinach doszło do zatrzymania akcji serca, w skutek czego mózg kobiety został nieodwracalnie uszkodzony. Edyta Terka zapadła w śpiączkę.

Ten fakt nieodwracalnie odmienił życie bliskich Pani Edyty. Jej matki i siostry, które wszystkie swoje sprawy musiały podporządkować opiece nad chorą, borykającego się z problemami finansowymi męża, przede wszystkim zaś dzieci, które od pięciu lat żyją w nadziei, że ukochana mama jeszcze się obudzi.

Błąd w sztuce lekarskiej czy nieszczęśliwy wypadek? Kto jest winny rodzinnej tragedii? Wyjaśnieniem tej sprawy Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu zajęła się już w 2003 roku. W wyniku postępowania sporządzono akt oskarżenia przeciwko lekarzowi dyżurnemu - Ryszardowi S. oraz Ryszardowi M., ordynatorowi oddziału, na, którym przebywała pacjentka. Operującego Panią Edytę lekarza zgubiła prawdopodobnie połączona z pośpiechem rutyna. Najprawdopodobniej nie zajął się on prawidłowo skarżącą się na problemy z oddychaniem pacjentką bo... chciał jak najszybciej opuścić miejsce pracy, aby zabrać na badania własną matkę. Nie przyszło mu do głowy, że jego pośpiech kogo innego matki pozbawi.

Jak stwierdzili sądowi biegli, pooperacyjne powikłania, które wystąpiły u Pani Edyty nie były także niczym niezwykłym - pojawił się krwiak, utrudniający oddychanie. W tym momencie nastąpiło kolejne lekarskie uchybienie - podjęta natychmiast interwencja lekarska pomogłaby prawdopodobnie od razu zapobiec kryzysowi, lekarz dyżurny wstrzymał się jednak od działania ponieważ kończył dyżur za godzinę i wolał sprawę przekazać swoim przełożonym. Matka poszkodowanej podkreśla, że lekarz ten zajmował się jej córką po operacji, słyszał jej wielogodzinne skargi, mimo to nie udzielił jej spodziewanej pomocy.

Prawdziwym skandalem jest fakt, że postępowanie sądowe w tej sprawie ciągnęło się przez pięć lat. Adwokaci lekarzy odwlekali zapadnięcie wyroku, powołując kolejnych biegłych, na których ekspertyzy - zawsze tak samo dla oskarżonych niekorzystne, trzeba było czekać po kilka miesięcy. W tym czasie rodzina będącej w stanie wegetatywnym kobiety z trudem wiązała koniec z końcem. Opieka nad przewlekle chorą zmusiła matkę Pani Edyty do rezygnacji z pracy, brak postanowienia sądowego uniemożliwiał zaś ubieganie się o odszkodowanie za konsekwencje lekarskiej pomyłki. O wielkiej desperacji rodziny świadczy fakt, że mąż Pani Edyty próbował nawet chorą żonę... zaskarżyć o alimenty, co, w sytuacji gdy nie przysługiwała jej żadna renta, było jedynym sposobem pozyskania świadczeń na dzieci.

Wyrok pół roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata dla przeprowadzającego operację ordynatora oraz uniewinnienie lekarza dyżurnego - czy sądzicie, że to sprawiedliwy wyrok?



Źródła:
Doprowadził do śpiączki, wyrok został podtrzymany

Gazeta.pl Wrocław

W śpiączce przez lekarzy?

Ubogi adwokat

Brak komentarzy: